logo_auto_podroze

Auto-podróże

Jezioro Michigan

Długość trasy: 1043 mile (1678 km)
Start: 27 maj 2006
Czas trwania: 3 dni
Samochód: Ford Probe 1997

Na długi weekend związany ze Świętem Memorial Day, które to zawsze wypada w poniedziałek, postanowiliśmy wyjechać w podróż dookoła Jeziora Michigan. Była to nasza druga wyprawa w Stanach, i zarazem pierwsza, której celem było tylko i wyłącznie zwiedzanie. Jezioro Michigan to jedno z pięciu Wielkich Jezior Ameryki Północnej, które jako jedyne z nich leży w całości na terenie USA. Jest to piąte co do wielkości jezioro świata, którego długość wynosi 494 km, zaś maksymalna szerokość 193 km. Aby okrążyć całe jezioro czekało nas przejechanie czterech stanów: Illinois, Wisconsin, Michigan i Indiana. W trakcie naszej wyprawy zaplanowaliśmy dodatkowo dwa postoje: w Parku Narodowego Wybrzeża Malowniczych Skał (Pictured Rocks National Lakeshore) oraz w Parku Narodowego Wybrzeża Wydm Śpiącego Niedźwiedzia (Sleeping Bear Dunes National Lakeshore). W sobotę około 8 rano podekscytowani i w pełni gotowi na nowe przygody ruszyliśmy w trasę.

Dzień 1.

Pierwsze pięć godzin jazdy zajęło nam wyjechanie z Chicago i przejechanie stanu Wisconsin. Aż do miejscowości Milwaukee pędziliśmy po stanowej autostradzie 94, nieznacznie przekraczając dozwoloną prędkość. Niestety skończyło się to dla nas niezbyt korzystnie. W pewnym momencie usłyszeliśmy ryk syreny, a naszym oczom ukazał się wóz policyjny. Po zjechaniu na pobocze, okazało się, że natrafiliśmy na wyjątkowo surową i rygorystyczną policjantkę, która bez skrupułów wcisnęła nam mandat w wysokości 240$. Byliśmy zszokowani tak wysoką karą, która przyćmiła na moment nasze dobre humory. Wkrótce jednak postanowiliśmy zapomnieć o przykrym incydencie i cieszyć się dalszą wyprawą. W Milwaukee odbiliśmy na biegnącą wzdłuż wybrzeża autostradę 43 i nią dojechaliśmy praktycznie do stanu Michigan, mijając po drodze kolejne wielkie miasto w stanie Wisconsin, Green Bay.
W stanie Michigan, począwszy od miejscowości Menominee, na dobre pożegnaliśmy się z autostradą, odbijając w malowniczą szosę, poprowadzoną wzdłuż brzegu Jeziora Michigan. Od tego momentu podróż zrobiła się znacznie ciekawsza. Przez około dwie godziny cieszyliśmy nasze oczy widokami na niebieskie jezioro, drewniane domki położone pośród dostojnych drzew i kolorowe łódki. Około godziny 16, zatrzymaliśmy się w małej miejscowości Manistique, aby napełnić wygłodniałe żołądki. W tym miejscu „zdradziliśmy” Jezioro Michigan i odbiliśmy na północ do wybrzeża Jeziora Górnego (Superior Lake), gdzie rozciąga się Park Malowniczych Skał. Położone na pograniczu USA i Kanady Jezioro Górne, jest największym jeziorem w kompleksie pięciu Wielkich Jezior, oraz drugim co do wielkości, po Morzy Kaspijskim, jeziorem na świecie. Obejmujący 65 km linii brzegowej tegoż jeziora park, obfituje w piaszczyste klify, piękne plaże, wydmy, wodospady, mniejsze, wewnętrzne jeziorka oraz zielone lasy.
Gdy dotarliśmy do tej urokliwej krainy, było już grubo po 17 i musieliśmy narzucić nieco tempa, aby coś jeszcze tego dnia zobaczyć. Najpierw udaliśmy się krótkim szlakiem do Wodospadu Miners. Spadająca z niemal pionowej, 15 metrowej, piaskowcowej ściany kaskada okazała się bardzo imponująca. Najpierw nacieszyliśmy się widokiem na wodospad z górnego tarasu obserwacyjnego, potem zaś podreptaliśmy na dół, do wnętrza wąwozu. Z tego miejsca Miners Falls robił jeszcze większe wrażenie, więc trochę czasu upłynęło zanim zauroczeni pięknym widokiem powróciliśmy do parkingu. Na zachód słońca udaliśmy się do punktu z widokiem na słynną formację Malowniczych Skał: Miners Castle. Czynniki erozyjne w sposób nietypowy uformowały skalną ścianę wybrzeża, nadając jej kształt urokliwego, białego zameczka, który króluje nad niebieskimi wodami jeziora. Miesiąc przed naszą wizytą, jedna z dwóch wieżyczek na szczycie skalnego zamku uległa upływowi czasu i runęła w błękitną otchłań. Niefortunne, ale i zarazem nieuniknione zdarzenie na zawsze zmieniło charakterystyczny kształt zamku, który był jednym z symboli parku.
Naszym ostatnim punktem dnia miał być spacer po Miners Beach. Gdy dotarliśmy do romantycznej plaży, już się ściemniało, a ja wyraźnie czułam, że jakieś zdarzenie wisi w powietrzu. Piotrek rozłożył koc, z torby wyciągnął świece, o istnieniu których nie miałam pojęcia, oraz butelkę szampana. Chyba wiedziałam co się szykuję i serce zaczęło mi walić jak szalone. Usiedliśmy pośród błyszczących promieni świec, dookoła unosił się szum napływających do brzegu fal, a w oddali ciągle jeszcze widniały zarysy białego, skalnego zameczka. I w tej oto przepięknej scenerii Piotrek poprosił mnie o rękę. Byłam w siódmym niebie, szczęśliwa i oszołomiona zarazem. Oczywiście powiedziałam tak, pragnąc aby ta chwila trwała w nieskończoność. Gdy zapadła głucha noc, musieliśmy jednak opuścić naszą plażę, gdyż przebywanie po zmroku na terenie parku mogło skończyć się dla nas stołowaniem samochodu. Nie chcieliśmy ryzykować i niechętnie powędrowaliśmy w totalnych ciemnościach na parking, oświecając sobie drogę pachnącymi świecami.

Dzień 2.

Poprzedniej nocy bez problemu udało nam się znaleźć wolny motel, co często bywa rzeczą trudną w trakcie długich weekendów. Z samego rano odwiedziliśmy kolejny wodospad Sable Falls, którego spienione wody toczyły się po kilku, piaskowcowych progach, niczym po prawdziwych schodach. Potem udaliśmy się na spacer wzdłuż wierzchołka ściany klifu Grand Sable Dunes. Z góry próbowaliśmy objąć wzrokiem niebieską taflę najgłębszego, największego, najzimniejszego i ponoć także najczystszego jeziora w kompleksie pięciu Wielkich Jezior Ameryki Północnej. Niewielki skrawek beżowo-pomarańczowej plaży, pokryty kolorowymi kamyczkami, prezentował się bardzo urokliwie w kontraście z błękitnymi wodami. Skuszeni pięknym pejzażem ostrożnie podreptaliśmy w dół, po piaskowcowych nasypach, których wysokość sięga nawet do 90 m. Tutaj spędziliśmy trochę czasu, wędrując wzdłuż piaszczystego wybrzeża. Opuszczając park odwiedziliśmy jeszcze jeden punkt, tzw. Log Slide, gdzie po raz ostatni mogliśmy nacieszyć oczy malowniczym widokiem na Jezioro Górne i otulające go potężne, piaszczyste masywy.
Po pysznym obiadku w turystycznej miejscowości Grand Marais ruszyliśmy w dalszą drogę, kierując się na południowy-wschód, do wybrzeży Jeziora Michigan. Po około 2,5 godzinie jazdy dotarliśmy do Cieśniny Mackinac. W tym właśnie miejscu wody Jeziora Michigan spotykają się z wodami Jeziora Huron. Przejazd ponad cieśniną umożliwia majestatyczny, wiszący most, którego długość wynosi 8 km. Po zapłaceniu 3$ ruszyliśmy wzdłuż jezdni, zawieszonej ok. 60 m nad powierzchnią wody. Było to dla nas nie lada przeżycie, pierwszy raz przemierzaliśmy tak wysoki i długi most. Ponoć ruch pieszy jest tutaj zabroniony z wyjątkiem jednego dnia w roku, który przypada na pierwszy poniedziałek września. Tego dnia miasto Mackinaw obchodzi Dzień Mostu i tłumy ludzi wyruszają na spacer po Mackinac Bridge, znanym również pod nazwą Big Mac lub Mighty Mac. Z pewnością taka wędrówka musi być niezapomnianym przeżyciem.
Po opuszczeniu miejscowości Mackinaw pozostało nam ponad 3 godziny jazdy do Parku Wydm Śpiącego Niedźwiedzia. Cały czas poruszaliśmy się malowniczą szosą biegnącą wzdłuż wybrzeża Jeziora Michigan, na której aż roiło się od zatłoczonych, turystycznych miejscowości. Łódki, motorówki, żaglówki i inne wodne pojazdy dominowały w otaczającym nas krajobrazie. W końcu był to długi weekend, któremu towarzyszyła piękna, słoneczna pogoda, nic więc dziwnego, iż jezioro cieszyło się tak wielką popularnością.
Zapadał już zmrok, gdy dotarliśmy w rejon parku. Po drodze cały czas wypatrywałam wolnego motelu, niestety wszędzie widniały tabliczki z napisem: NO VACANCY. Do późnej nocy szukaliśmy noclegu, co kosztowało nas sporą stratę czasu. Szkoda, iż przed wyjazdem nie zaopatrzyliśmy się w namiot, choć pewnie sytuacja na polach namiotowych wyglądałaby podobnie. Po długich i żmudnych poszukiwaniach, w końcu udało nam się coś znaleźć. Zwiedzanie parku musiało więc poczekać do następnego, już ostatniego dnia naszej wyprawy.

Dzień 3.

Z samego rana, jeszcze przed śniadaniem, udaliśmy się do jednego z najpopularniejszych miejsc w parku, tzw. Dune Climb. O tak wczesnej porze parking przylegający do potężnych wydm był puściutki, a pogoda całkiem przyjemna, upał miał się pojawić dopiero za jakiś czas. Po małej przekąsce od razu powędrowaliśmy na wydmy. Ze szczytu pierwszej z nich rozpościerał się widok na przylegające od wschodu Jezioro Glen oraz nadal pusty parking, który wydawał się być daleko, daleko od nas. Natomiast po Jeziorze Michigan nie było śladu, więc ruszyliśmy dalej, mozolnie wspinając się na kolejną, stromą skarpę. Po zdobyciu szczytu, naszym oczom ukazał się następny, piaszczysty wał. Odczuwaliśmy już lekkie zmęczenie i narastające pragnienie. Niestety nie mieliśmy przy sobie zapasów wody, gdyż opuszczając parking wydawało nam się, że Jezioro Michigan znajduję się tuż za pierwszą wydmą. Słońce zaczynało delikatnie przypiekać, więc postanowiliśmy zawracać, gdyż nie mieliśmy zielonego pojęcia, ile jeszcze wzniesień musielibyśmy pokonać, aby dotrzeć do jeziora.
W turystycznej miejscowości Glen Arbor posililiśmy się smakowitą jajecznicą, po czym udaliśmy się na przejażdżkę malowniczą pętlą Pierce Stocking. Z trasy mieliśmy okazję zapoznać się lepiej z parkiem Wydm Śpiącego Niedźwiedzia, na którego krajobraz składały się nie tylko olbrzymie wydmy i urwiska, ale również nieskazitelne plaże, rzeki, mniejsze jeziorka i urokliwe lasy. Ostatni przystanek zrobiliśmy sobie w punkcie widokowym Lake Michigan Overlook, gdzie z tarasu znajdującego się 137 m powyżej poziomu jeziora, wpatrywaliśmy się w jego piękną, ciemnobłękitną otchłań. Aż mieliśmy ochotę sturlać się w dół po zboczu urwiska i wskoczyć do kuszącej wody. Niestety zejście do jeziora jest tu zabronione, gdyż powoduje erozję klifów, a ponadto ciągle było jeszcze zbyt wcześniej na kąpiel w jeziorze, które nawet w letnich miesiącach słynie ze swojej zimnej wody. Na miejscu dowiedzieliśmy się również o pochodzeniu Jeziora Michigan, które utworzyło się w późnym plejstocenie, w wyrzeźbionej przez potężny lodowiec dolinie.
Dobiegała już 14 i trzeba było ruszyć w dalszą drogę. Od Chicago dzieliło nas jakieś 7 godzin ciągłej jazdy. W połowie trasy zrobiliśmy sobie przerwę na obiad i krótką wizytę w Stanowym Parku Muskegon, gdzie pospacerowaliśmy wzdłuż Jeziora Muskegon, obserwując baraszkujące w wodzie żółwie i kaczki oraz pływających kajakarzy. W Indianie minęliśmy kolejny Park Narodowego Wybrzeża Indiana Dunes. Wieczorem, szczęśliwie dotarliśmy do domu.
Aby okrążyć całe Jezioro Michigan pokonaliśmy około 1700 km. Poznając malownicze wybrzeża jeziora niejednokrotnie poczuliśmy się jak w Polsce, na piaszczystych plażach Bałtyku. Olbrzymia powierzchnia błękitnego i często targanego falami jeziora do złudzenia przypomina bowiem prawdziwe morze. Gdy dodać do tego wysokie klify, miękkie, białe piaski, nieskazitelne plaże, zielone lasy, szumiące rzeki i urokliwe jeziorka, jeszcze bardziej odczuwa się specyficzną, nadmorską atmosferę tego niepowtarzalnego wybrzeża. Nic więc dziwnego, iż dla Amerykanów jest ono trzecim, po wybrzeżach Atlantyku i Pacyfiku, niezwykle cennym dziedzictwem natury. Nas również zauroczyło jego piękno i jedyny w swoim rodzaju klimat.

Lake Michigan, Glencoe Beach, Illinois
Auto-podróże, USA, Jezioro Michigan.
Lake Michigan, Glencoe Beach, Illinois
Auto-podróże, USA, Jezioro Michigan.
Lake Superior, Pictured Rock National Lakeshore, Michigan
Auto-podróże, USA, Jezioro Michigan.
Lake Superior, Pictured Rock National Lakeshore, Michigan
Auto-podróże, USA, Jezioro Michigan.
Pictured Rock National Lakeshore, Michigan
Auto-podróże, USA, Jezioro Michigan.
Lake Superior, Pictured Rock National Lakeshore, Michigan
Auto-podróże, USA, Jezioro Michigan.
Breakfast in Glen Arbor, Michigan
Auto-podróże, USA, Jezioro Michigan.
Indiana Dunes National Lakeshore, Indiana
Auto-podróże, USA, Jezioro Michigan.