logo_auto_podroze

Auto-podróże

Dolina Cuyahoga

Długość trasy: 744 mile (1197 km)
Start: 24 listopad 2007
Czas trwania: 2 dni
Samochód: Ford Probe 1997

W Święto Dziękczynienia, zamiast zostać w domu i obżerać się indykami, postanowiliśmy wymknąć się z Chicago i wyruszyć na dwudniową wycieczkę. Byliśmy mile zaskoczeni, gdy na mapie Stanów znaleźliśmy park narodowy w Ohio, zaledwie 600 km od Chicago. Dolina Cuyahoga, bo o nim mowa, zabrzmiała dla nas bardzo obiecująco. W sobotę o szóstej rano załadowaliśmy się do naszego Probka i ruszyliśmy w trasę.

Dzień 1.

Park narodowy Doliny Cuyahoga jest bardzo młodym parkiem, powstał on bowiem w 2000 roku. Leży pomiędzy dwoma miejscowościami Cleveland i Akron, i sam zamieszkały jest przez sporą liczbę ludzi. Współistnienie parku z elementem ludzkim, było pierwszą rzeczą jaka rzuciła nam się w oczy, gdy około 12 po południu dojechaliśmy do celu. Zadbane domki, piękne ogrody, zaparkowane obok szosy samochody, wszystko to wydawało nam się nieco dziwaczne i na początku powodowało niemożność wczucia się w atmosferę narodowego parku.
Pierwszy postój zrobiliśmy sobie przy centrum turystycznym w Boston, gdzie zaopatrzyliśmy się w mapki i broszury. Podobnie jak w Chicago i tu pogoda była dość mroźna, a gdzieniegdzie widać było zalegające połacie śniegu. W samochodzie przestudiowaliśmy mapę obszaru, w celu zrobienia planu naszej wizyty. Park ciągnął się z północ na południe na odcinku 35 km, wzdłuż meandrującej niczym wąż rzeki Cuyahoga, którą Indianie określali jako „crocked river” czyli pokręcona rzeka. Chroniony obszar obejmował całą jej dolinę, przylegające lasy, wzgórza oraz farmy. Na terenie parku aż roiło się od dróg, tras rowerowych i szlaków, ponadto istniała również malownicza trasa kolejowa. Na mapce zauważyliśmy także kilka jezior, stawów oraz wodospadów. Na początek postanowiliśmy pojechać do miejsca, z którego rozpoczyna się 2 km szlakiem do jednego z nich, mianowicie Blue Hen Falls.
Piotrek przekręcił kluczyki w stacyjce, ale nasz samochód nie wydał żadnego dźwięku. Sytuacja ta nie była dla nas zaskoczeniem, już od jakiegoś czasu mieliśmy problemy z akumulatorem, szczególnie w okresie zimowym. Czasem wystarczyło podociskać pewne kabelki i Probek ożywał na nowo, innym razem należało przeprowadzić nieco bardziej skomplikowany zabieg, polegający na wymianie akumulatora. Byliśmy przygotowani i zawsze woziliśmy drugi zapasowy. Tym razem jednak udało się przywołać samochód do porządku pierwszym sposobem. Odetchnęliśmy z ulgą.
Szlak do wodospadu Blue Hen biegł przez urokliwy lasek, szkoda tylko, że na drzewach pozostało już niewiele liści. Te zaś które opadły, traciły już swoje piękne, jesienne barwy. Zdecydowanie przybyliśmy tu za późno. Pomimo tego faktu ciągle mogłam sobie wyobrazić, jak bajecznie musi przedstawiać się krajobraz parku w czasie złotej, pełnej jesieni. Wkrótce znaleźliśmy się przy progu 3,5 metrowego wodospadu, który okazał się być bardzo urokliwy. Ostrożnie zeszliśmy do skalnej niszy, po której spływała kaskada wody i tu zabawiliśmy trochę czasu.
Około godziny 15 odwiedziliśmy najsłynniejszy i najwyższy wodospad w parku czyli Brandywine Falls. Dostęp do kaskady jest bardzo łatwy, gdyż jest ona położona przy jednej z głównych dróg w parku. Schodkami podeszliśmy do widokowego tarasu, gdzie stanęliśmy twarzą w twarz z 18 metrowym wodospadem. Zbudowana z piaskowców i łupków ilastych ściana, po której toczyła się masa spienionej wody, przybrała na skutek erozji, ciekawe schodkowe ułożenie. Patrząc na kaskadę miało się więc wrażenie jakby spływała ona po najprawdziwszych schodach. Piotrek skusił się na zejście do dna wodospadu, gdzie w strumieniu Brandywine Creek zalegały potężne i masywne głazy.
Gdy opuszczaliśmy słynny punkt parku, dookoła zaczynało się już ściemniać. Ruszyliśmy więc w poszukiwaniu motelu. W tym celu udaliśmy się do „gumowej stolicy świata”, czyli znanej z licznych firm produkujących opony, miejscowości Akron. Zatrzymaliśmy się w pierwszym, lepszym motelu, nie sprawdziwszy wcześnie przydzielonego nam lokum. Wkrótce pożałowaliśmy naszej bezmyślności, gdyż pokój okazał się nieco obskurny i zaniedbany. Pieniądze zostały jednak zapłacone, więc nie chcieliśmy robić szumu. To tylko jedna noc, pomyśleliśmy, jakoś da się przeżyć. Niebawem ponownie wyrzucaliśmy sobie swoją głupotę, gdy kłótnie i krzyki dochodzące z sąsiadujących pokoi nie pozwalały nam zmrużyć oka. Ogólnie rzecz biorąc, jakieś groźne i mroczne motelisko. No cóż, trzeba było jakoś wytrwać do rana, a potem czym prędzej uciekać z tego miejsca.

Dzień 2.

Już o 6 rano siedzieliśmy w Mcdonaldzie konsumując nasze śniadanie. Potem ruszyliśmy ponownie w stronę parku, robiąc pierwszy przystanek przy urokliwym, otoczonym laskiem jeziorku Kendall. Delikatna mgiełka unosiła się nad powierzchnią wody, w której baraszkowało stado kaczek, przy brzegu zaś pasły się młode sarenki.
Następnie chcieliśmy pokonać 3,5 km pętle Ledges, jednak boczna droga, która prowadziła do początku przyrodniczej ścieżki, okazała się być otwarta od godziny 9. Mieliśmy więc jakieś 1,5 godziny czasu, więc udaliśmy się w przejażdżkę po okolicy. Naszą uwagę przykuł malowniczy, zbudowany w stary stylu kryty mostek na drodze Everett. Takie mosty widzieliśmy dotychczas tylko w amerykańskich filmach, albo na romantycznych obrazach. Pokręciliśmy się w jego rejonie, dostrzegając w pewnym momencie lisa biegnącego wzdłuż lasku.
O 9 wróciliśmy do szlaku Ledges. Tym razem szlaban na drodze był otwarty i mogliśmy udać się na spacer po leśnej ścieżce meandrującej wśród potężnych, porośniętych mchem lodowcowych formacji skalnych, które powstały około 300 milionów lat temu. Otaczający nas krajobraz nasycony był jaskrawą zielenią i prezentował się bajkowo - wysoka na kilka metrów, wyżebrowana, skalna ściana, ogromne głazy, tajemnicze nisze skalne, wystające na powierzchnie ziemi konary drzew. Z pewnością jest to jedno z ciekawszych miejsc w parku.
Gdy wróciliśmy do parkingu było już koło 12, nasz przygoda z Doliną Cuyahoga dobiegała końca. Kierując się na północ, zrobiliśmy sobie jeszcze dwa postoje. Pierwszy w punkcie widokowym Tinkers Creek Gorge, gdzie w gąszczu ciągle jeszcze barwnych drzew, przedzierał się niebieski strumień Tinkers, jeden z głównych dopływów rzeki Cuyahoga. Drugim punktem był wodospad Bridal Veil Falls, który pomimo swych niewielkich rozmiarów okazał się bardzo wdzięczny i fotogeniczny.
Przejeżdżając przez miasto Cleveland położone nad jeziorem Erine, minęliśmy stadion futbolu Cleveland Browns Stadion, na którym właśnie odbywał się jakiś mecz oraz muzeum Rock and Roll. Przemierzając autostradę w drodze do Chicago, zorientowaliśmy się w pewnym momencie, iż poruszamy się na praktycznie pustym baku. Akurat zbliżaliśmy się do potężnego korka, jaki uformował się przed płatnymi bramkami. Cała ta sytuacja była bardzo stresująca, samochód w każdej chwili mógł po prostu stanąć, a wtedy znaleźlibyśmy się w niezłych opałach. W dużych nerwach dotarliśmy w końcu do bramki, gdzie zapytaliśmy o najbliższą stację benzynową. Ponieważ znajdowaliśmy się na totalnym odludziu w stanie Indiana, nie mogliśmy liczyć na wiele punktów, gdzie można by było uzupełnić braki paliwa. Mężczyzna dał nam instrukcję dodarcia do najbliższej stacji i zgodnie z jego wskazówkami zjechaliśmy z autostrady w pustą drogę, która wydawała się prowadzić do nikąd. Po kilku milach nasze nerwy dosięgły zenitu, a dookoła ciągle nie wiedzieliśmy nic, prócz spowianych ciemnością rozległych pół. W końcu jednak dostrzegliśmy jakieś światła w oddali, rzeczywiście była to benzynowa stacja. Kamień spadł nam z serca. Po zatankowaniu, okazało się że jechaliśmy już na samych oparach. Mieliśmy sporo szczęścia.

Podsumowując naszą krótką wyprawę, mogę szczerzę przyznać, iż Dolina Cuyahoga zrobiła na nas bardzo pozytywne wrażenie. Choć na początku było nam ciężko zaakceptować fakt, iż park ten zamieszkiwany jest przez ludzi, to jednak szybko dało się odczuć, iż mieszkańcy doliny nie zakłócają chronionej przyrody, lecz żyją z nią w harmonii i równowadze. Pomimo zdecydowanie nie trafionej pory roku i co za tym idzie mroźnej pogody, spędziliśmy bardzo miło czas i odnaleźliśmy wiele malowniczych i urokliwych miejsc. Skoro w takich warunkach Dolina Cuyahoga potrafi zauroczyć, to o ile większe wrażenia musi wywierać, gdy odwiedzi się ją na wiosnę, gdzie w gąszczu zielonych lasów szumią malownicze wodospady i liczne strumienie, nie wspominając już o pełnej jesieni, której piękne, intensywne barwy muszą oszałamiać i zapierać dech w piersi niejednemu zwiedzającemu. Zdecydowanie warto odwiedzić ten malowniczy i urokliwy zakątek.

Blue Hen Falls, Cuyahoga Valley National Park, Ohio
Auto-podróże, USA, Dolina Cuyahoga.
Blue Hen Falls Trail, Cuyahoga Valley National Park, Ohio
Auto-podróże, USA, Dolina Cuyahoga.
Blue Hen Falls, Cuyahoga Valley National Park, Ohio
Auto-podróże, USA, Dolina Cuyahoga.
Blue Hen Falls Trail, Cuyahoga Valley National Park, Ohio
Auto-podróże, USA, Dolina Cuyahoga.
Blue Hen Falls, Cuyahoga Valley National Park, Ohio
Auto-podróże, USA, Dolina Cuyahoga.
Brandywine Falls, Cuyahoga Valley National Park, Ohio
Auto-podróże, USA, Dolina Cuyahoga.
Bridal Veil Falls, Cuyahoga Valley National Park, Ohio
Auto-podróże, USA, Dolina Cuyahoga.